– A gdyby ktoś taki jak pan to zrobił? Złamał to niepisane prawo?
Luke obserwował zmarszczki, które pojawiły się na czole mężczyzny. – To byłoby fatalne – stwierdził w końcu. – Mielibyśmy do czynienia z prawdziwą maszyną do zabijania. – Kondor pochylił się w jego stronę. – Maszyną, która potrafi zabijać na setki rozmaitych sposobów, nie ma żadnych wątpliwości, nie myśli o własnej śmierci, niebie czy piekle. Taka maszyna nie ma żadnych oporów i nie zastanawia się nad tym, że ludzie mają prawo do życia. – Bo są dla niej celami – podchwycił Luke. – Po prostu celami. I chce pan powiedzieć, że jedyną rzeczą, która utrzymuje tę maszynę w ryzach, jest jej patriotyzm i niepisane prawo?! Kondor spojrzał mu prosto w oczy, a potem skinął lekko głową. – Tak. Jeśli się to zabierze, to koniec. Można przygotować się na krwawe jatki. Dla takiej maszyny zemsta to synonim sprawiedliwości. ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY Julianna spotykała się z Sandy już od tygodnia. Zwykle na kawie, ale w piątek, co zasugerowała Julianna, wybrały się też do kina, a w sobotę na zakupy i lunch. Stały się najlepszymi przyjaciółkami. Zgodnie z przypuszczeniami Julianny, Sandy była jej za to głęboko wdzięczna. Tak wdzięczna, że nigdy nie zastanawiała się, skąd wzięła się ta nagła przyjaźń i dlaczego Julianna wybrała właśnie ją. Przecież nowa przyjaciółka akceptowała ją bez najmniejszych zastrzeżeń! Julianna uznała więc, że czas na następny ruch. Postanowiła wykonać go podczas piątkowego wypadu. Po wyjściu z kina zjadły sałatkę i wypiły kawę w barze, a następnie zaczęły się zastanawiać nad sobotnimi zakupami. Julianna odliczyła należność za swoją część posiłku i westchnęła. – Muszę w końcu znaleźć jakąś pracę. – Nic jeszcze nie masz? 239 – Niestety. Nic. Chyba że przy wydawaniu hamburgerów. – Nie wygłupiaj się. – Mówię prawdę! Nawet nie przypuszczałam, że tak trudno znaleźć coś interesującego. – Spojrzała za okno wystawowe, a potem znowu na Sandy, jakby uderzyła ją pewna myśl. – A u ciebie nic nie ma? To chyba spore biuro, co? – Kancelaria – poprawiła ją przyjaciółka. – Coś tam jest, ale potrzebne są wyższe kwalifikacje. – Skąd wiesz, że ichnie mam? – Julianna pochyliła się w jej stronę. – Umiem robić wiele różnych rzeczy. – Przykro mi, ale oba stanowiska wymagają ukończonych studiów i doświadczenia zawodowego. Julianna była załamana i wcale nie starała się tego ukryć. Miała nadzieję, że w tak dużej firmie jak Nicholson, Bedico, Chaney & Ryan, znajdzie się również coś dla niej. Może Sandy ją oszukuje i wcale nie chce jej pomóc? A może trzeba użyć bardziej dosadnych argumentów? – Wszyscy mi to powtarzają – westchnęła, patrząc ze łzami w oczach na swoje ręce. – Obawiam się, że będę musiała wrócić. – Wrócić? – powtórzyła Sandy. – Do Waszyngtonu? Kiedy potwierdziła, dziewczyna jęknęła głucho. – Nie możesz wrócić. Dopiero... Dopiero się poznałyśmy! – Nie mam na to ochoty, ale co mam robić? – Julianna rozłożyła ręce. – W Waszyngtonie mam znajomych. Na pewno mi coś znajdą. A