66 - Czterech mężczyzn - ciągnęła - przyjechało dwoma samochodami, po dwóch w każdym. Przenieśli coś z jednego bagażnika do drugiego. Nie widziałam, co to... Nie widziała, bo właśnie wtedy ktoś boleśnie ją przydusił. - Ciało - powiedział Brian. - Zawinięte w jakieś płótno lub w koc. Ciarki przeszły Milli po plecach. Powinna była się domyślić, zbytnio skupiała się na jednookim. Kolejny piękny przykład na to, jak bardzo dała się ponieść emocjom. Nie dostrzegała rzeczy oczywistych. - Zostałam obezwładniona przez nieznanego napastnika - mówiła dalej - który najwyraźniej także interesował się tymi czterema, a nie mną. Kiedy odjechali, zastosował ze mną starą sztuczkę z uciśnięciem tętnicy szyjnej i straciłam przytomność... - Tego mi nie powiedziałaś - przerwał ostro Brian. - Nieważne. Widziałeś efekt. Zresztą, nie mam na co narzekać. Gdyby mnie ogłuszył, mogłabym mieć wstrząs mózgu, a tak... - ...A tak mogło być gorzej. Jeśli uciskasz tętnicę zbyt długo, możesz spowodować uszkodzenie mózgu! O tym zazwyczaj się nie myśli, bo przecież chodzi tylko o to, żeby delikwent stracił przytomność. Albo delikwentka, w naszym wypadku. O tym nie pomyślała: napastnik istotnie mógł ją okaleczyć. Nie zmieniało to faktu, że nie była w stanie się obronić; chyba tylko nie przychodząc wtedy na miejsce. Ale zaprzestanie poszukiwań nigdy nie wchodziło w grę. an43 67 - Zakładam, że ten facet śledził potem jeden z dwóch samochodów - chrząknęła, odrzucając natrętne myśli. - Chociaż nie jest to pewnik. Mógł też śledzić Briana i mnie. Nie mam pojęcia, czemu miałby to robić - no, chyba że z ciekawości - ale teoretycznie mógł. Później wparowałam do kantyny, oferując dziesięć tysięcy dolarów za informacje o Diazie. Tego ranka zadzwoniła kobieta, grożąc nam śmiercią, o ile nie odczepimy się od Diaza. Mamy coś jeszcze? Odpowiedziała jej cisza. - Według mnie - odezwała się wreszcie Joann - jedynym elementem, który zdecydowanie tu nie pasuje, jest ten tajemniczy napastnik. Cała reszta się zgadza. Powiedzmy, że ten jednooki nazywa się Diaz i że ktoś chciał go wrobić. Potem Diaz dowiedział się o twojej wizycie w kantynie, domyślił się, że musiałaś się tej nocy o niego otrzeć - choćby z tego względu, że oboje znajdowaliście się w tej samej wiosce - i kazał komuś zadzwonić tu z ostrzeżeniem. Zgadzało się to mniej więcej z przemyśleniami Milli. Joann umiała jednak ułożyć fakty w jasną i logiczną całość; między innymi za to szefowa ją ceniła. - Jest oczywiste, że człowiek, który dzwonił do mnie najpierw, chciał, byśmy znaleźli Diaza. Z jakiegoś powodu. Może to jego wróg, może rywal, w tej chwili średnio mnie to obchodzi. W każdym razie pozostaje nam czekać, aż odezwie się znowu - powiedziała Milla. Mówiła to wbrew sobie. Miała ochotę przeczesać cały teren wokół Guadalupe, nawet jeśli z logicznego punktu widzenia była to