- Powiedzmy, ¿e uwa¿am narodziny Jamesa za
błogosławienstwo wy¿szego rzedu. - Pochyliła sie nad łó¿eczkiem i dr¿acym palcem pogłaskała dziecko po policzku. - Najwy¿szego. - A Cissy? - Cissy tak¿e jest dla nas błogosławienstwem. Oczywiscie. Wszystkie dzieci sa darem Boga. - Tak, tylko jedne to mercedesy, a inne hulajnogi, o to ci chodzi, prawda?- spytała Marla zirytowana anachronicznym pogladem, ¿e dziewczynki sa mniej warte od chłopców. Skad te przestarzałe, fałszywe przekonania? - Oczywiscie, ¿e nie. Ka¿dy przychodzi na swiat w jakims celu. Cissy to nie James, ale jest równie wa¿na - poprawiła sie szybko Eugenia, a na jej policzki wypłynał słaby rumieniec. Marla ani przez chwile jej nie wierzyła. Mogła sobie tłumaczyc te postawe na wiele sposobów, nie zmieniało to jednak faktu, ¿e jej tesciowa ma sredniowieczne poglady. - A teraz, kochanie, naprawde powinnas sie troche zdrzemnac albo poczytac. Tu przy łó¿ku jest intercom, zadzwon, jesli bedziesz czegos potrzebowała. Prosiłam ju¿ Carmen, ¿eby przyniosła ci herbate, dzbanek wody i twoje lekarstwo zmieszane z sokiem pomaranczowym. Pierwszy raz od powrotu ze szpitala Marla nie oponowała. Czuła sie zmeczona i zrozumiała, ¿e jeszcze nie odzyskała sił. Bolała ja głowa, chciała zostac sama, poło¿yc sie i zaczekac, a¿ 99 ból ustapi, a potem znowu spróbowac przypomniec sobie cos, co pomo¿e jej odzyskac przeszłosc. - Chyba rzeczywiscie sie teraz poło¿e - powiedziała. Jeszcze raz spojrzała na dziecko, po czym nagle wyczerpana powlokła sie do swojej sypialni i zrzuciła pantofle. Eugenia zamkneła ¿aluzje. - Spróbuj odpoczac - poradziła. - Tak, dziekuje - powiedziała Marla z roztargnieniem, wpatrujac sie w wielkie ło¿e z baldachimem. Nie mieszkasz tutaj, nigdy tu nie mieszkałas. To nie jest twój dom, to nie jest twoje łó¿ko. Co do tego nie ma ¿adnych watpliwosci. Ta mysl brzeczała jej w głowie jak natretna mucha, ale Marla postanowiła nie zwracac na nia uwagi. Była zbyt zmeczona. Wkrótce wszystko sobie przypomni. Ju¿ wkrótce. - Gdybys jeszcze czegos potrzebowała, po prostu nacisnij ten guzik. 'Ib stary typ, ale całkiem niezle działa. - Eugenia podeszła do łó¿ka i wcisneła czarny guziczek. - Carmen? - Pusciła guzik. - Tak, pani Cahill? - usłyszały odpowiedz. Eugenia ponownie wcisneła guzik. - Wszystko w porzadku. Niczego w tej chwili nie potrzebujemy... - rzekła, pytajaco unoszac jedna brew, co Marla odczytała jako sygnał, ¿e jesli czegos chce, teraz mo¿e tego za¿adac. Potrzasneła przeczaco głowa. Eugenia pochyliła sie lekko nad skrzyneczka przy łó¿ku. – Pokazywałam tylko Marli, jak mo¿e sie z toba skontaktowac. Dziekuje.