- Proszę mi tylko wskazać najkrótszą drogę do autostrady I-95...
- Dobrze, pokażę to panu na mapie. - Obeszła samochód i usiadła obok niego, zanim zdążył wypowiedzieć chociaż jedno słowo protestu. Wewnątrz było duszno. Welurowy pokrowiec niewygodnie wpijał się w skórę. Półka pod oknem była rozgrzana. Niestety, dopiero teraz pomyślała, że mogła przynieść mrożoną herbatę lub lemoniadę. Kto w takim upale będzie miał ochotę na słodycze? Trzeba żyć i się uczyć - pomyślała i wyciągnęła przed siebie pudełko z czekoladkami. - Doszłam do wniosku, że zechce pan coś przegryźć - powiedziała - więc coś panu przyniosłam. - Proszę pani... - Nie jestem idiotką. I niech pan nie traktuje mnie jak idiotki. Poza tym, na Boga, to tylko pudełko czekoladek! - Czekoladki? - Detektyw nie chciał tego, ale odezwał się nienaturalnie wysokim głosem. Jeszcze raz spojrzał na nią z niepokojem, po czym wziął 210 pudełko. Ale gdy tylko je otworzył, wnętrze samochodu wypełnił zapach czekolady i migdałów. Zbyt słodkie i za mocne jak na taki upał. Natychmiast zamknął pudełko. Nawet ona była mu za to wdzięczna. - Dziękuję pani - odezwał się uprzejmie. - Przyznaję, lubię słodycze, ale może nie teraz. Niedawno zjadłem duży lunch. - Położył pudełko na półce pod przednią szybą. - Jestem Mary Olsen - odezwała się w końcu, wyciągając dłoń - ale pan na pewno to wie. Mężczyzna chyba był zbity z tropu. - Phil de Beers. - Pracuje pan dla mojego męża. - Proszę pani, ja mam tylko bardzo zły dzień - odparł i westchnął ciężko. - Mój mąż mnie nie lubi. - Mary postanowiła się zwierzyć. - Kiedy się poznaliśmy, byłam zwyczajną kelnerką i czułam się zaszczycona tym, że go spotkałam. Jest bardzo znanym neurochirurgiem. Ratuje ludzi, pomaga dzieciom. Jestem bardzo dumna z jego pracy. Phil de Beers skinął ponuro głową. - Kiedy poprosił, żebym za niego wyszła - ciągnęła Mary - myślałam, że jestem najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Ale wtedy nie uświadamiałam sobie, o co mu chodziło. Nie rozumiałam tego, że nie podoba mu się sposób, w jaki się ubierałam, mówiłam i zachowywałam. Chyba byłam trochę naiwna, panie de Beers. Myślałam, że mój mąż poprosił mnie o rękę dlatego, że mnie kochał. - Nie wiem, co powiedzieć - wyznał de Beers, i tym razem chyba mówił prawdę. - Uważa, że go zdradzam, prawda? - spytała Mary. Usiadła bokiem i popatrzyła mu prosto w oczy. - Uważa, że się wymykam i za jego plecami spotykam się z innymi mężczyznami. Dlaczego? Ponieważ cały czas zostawia mnie samą? Ponieważ odciął mnie od mojej rodziny i przyjaciół? Nie mam pracy. Nie mam żadnego życia, nie mam nic do roboty. Błąkam się tylko po wielkim domu i czekam, aż mój wspaniały mąż lekarz wróci z pracy. A może on o wszystkim panu opowiedział? Pozwoliła, żeby różowy sweter zsunął się jej z ramienia. De Beers natychmiast zauważył wielki siniak. Zacisnął usta. Teraz autentycznie jej współczuł. Mogliby być sprzymierzeńcami. Wtedy wygrałaby ona, nie jej mąż. De Beers nie odezwał się słowem. Milczenie przeciągało się, wreszcie stało się nie do zniesienia. Mary poczuła się nagle opuszczona i niepocieszona. Podciągnęła sweter i zapięła pod szyję. - Może... Może jednak zjem jedną czekoladkę - powiedziała cicho.